Test
Potem tylko pamiętam przebłyski świadomości. Jakieś światła, grupę
ludzi, dług, ciemny i mokry korytarz, mocny zacisk na nadgarstkach oraz
ramieniu. Byłam oszołomiona nie wiedziałam co się dzieje. Po jakimś czasie
dotarliśmy do wielkich metalowych drzwi. Skrzypiąc otworzyły się a moim oczom
ukazała się wielka, okrągła sala oświetlana pochodniami. Rozwiązali mi ręce i
wrzucili do pomieszczenia zatrzaskując drzwi. Wstałam, podeszłam do pobliskiej
pochodni i spojrzałam na nadgarstki. Były całe czerwone i posiniaczone. Bolały
niemiłosiernie jednak nie miałam czasu na jakiekolwiek zamartwianie się ranami
ponieważ z drugiego końca sali wydobył się przerażający dźwięk. Zmieniłam się w
kota i ukryłam pod pochodnią. Po chwili moim oczom ukazało się kolosalne
monstrum, a gdzieś z góry zabrzmiał głos.
-To pojedynek na śmierć i życie. Jeśli go pokonasz wygrasz życie u mego boku.
-To pojedynek na śmierć i życie. Jeśli go pokonasz wygrasz życie u mego boku.
Rozpoznałam go! To głos Ciela! Ten gówniarz wystawił mnie na próbę.
Myśli że kim ja jestem… psem którego można wytresować? Czy może zabawką która
nie wie co to ból? Byłam na max’a wkurzona. Jak on mógł coś takiego zrobić po
tym jak zaciekle go broniłam narażając własne życie. Narastający gniew nie pozwalał mi na
przemyślenie strategii i zanim się spostrzegłam już leciałam do olbrzyma. On
zamachnął się mało co mnie nie uderzając. Zrobiłam unik jednak przez to
straciłam równowagę a monstrum zaatakowało ponownie tym razem dosięgając mnie. Odleciałam
parę metrów dalej uderzając w ścianę. Zsunęłam się i tylko patrzyłam jak to cos
do mnie podchodzi z znudzonym wyrazem twarzy tak jakby spodziewał się czegoś
więcej. Uznałam że i tak nie mam po co walczyć. Żyć w klatce przy boku Pana czy
umrzeć tutaj i mieć już spokój? Aż w końcu naszły mnie myśli: „Czy tak zginę? To już mój koniec?”.
Jednak w tym momencie ponownie ujrzałam przeszłość Ciela. Smutną i gorzką ale
też wypełnioną gniewem i wolą walki. To napełniło mnie nowymi siłami i
postanowiłam walczyć. To przecież nie musi się tak skończyć! Życie nawet nędzne
jest lepsze niż śmierć. Powstałam chwiejąc się lekko. Olbrzym spojrzał na mnie
po czym uśmiechnął się pogardliwie i prychną z pogardą. To było już przegięcie.
Kpił sobie ze mnie. Moje źrenice zwężyły się do grubości domowej igły a
tęczówki skąpały się w złocie. Pojawiły się dłuższe pazury i znacznie bardziej
wyostrzyły mi się zmysły. Po chwili ruszyłam przed siebie. Olbrzym machał
rękoma jednak zwinnie unikałam ciosów. Prześlizgnęłam się pod nim i
zaatakowałam kostki. Monstrum ryknęło z bólu jednak nadal zadawało kolejne
serię ciosów teraz znacznie szybszych. Mimo jego starań raniłam go a on nie
mógł nadążyć. Walił na oślep wokół nóg jednak żaden cios mnie nie trafił. Po
chwili olbrzym upadł na kolana a ja korzystając z okazji wskoczyłam na wyższe
partie ciała. Wdrapałam się na sam szczyt głowy. Spojrzałam na niego a on na
mnie. Zapewne domyślał się co chce zrobić bo w jego oczach ujrzałam niemą
prośbę. Jednak nie zawahałam się szybko wbiłam mu pazury w jedno oko. Monstrum
znów ryknęło tym razem znacznie głośniej. Upadł plecami na ziemię i trzymając
się w miejscu rany. Wykorzystałam okazję i dobrałam się do serca. Wbijałam
pazury coraz to głębiej wyrywając kawałki mięśni. Olbrzym ewidentnie się
poddał. Już nawet nie próbował się mnie przegonić. Leżał tam czekając na
śmierć. Wtedy się zawahałam stanęłam na nim przed miejscem gdzie drążyłam.
Monstrum nie zareagowało nadal leżało jednak widziałam że cierpi. Nie
potrafiłam zabić kogoś kto się nie bronił, kto już się poddał. Zeszłam z niego
i nieśpiesznym krokiem ruszyłam w stronę żelaznych drzwi którymi się tu
dostałam. Gdy do nich dotarłam zaczęłam w nie walić i drapać. Jednak one nie
chciały się ugiąć stały tam niewzruszone. I wtedy znów się odezwał.
-Co ty robisz?! Miałaś go zabić! Inaczej się stamtąd nie uwolnisz!
-Co ty robisz?! Miałaś go zabić! Inaczej się stamtąd nie uwolnisz!
-Nie zabiję osoby która się nie broni! Nie
widzisz on się poddał! Darujcie nam życia i wypuście stąd! – krzyknęłam jednak
odpowiedziało mi tylko echo.
Wtedy usłyszałam szelest a zaraz potem dudnienie. Obejrzałam się za
siebie i ujrzałam olbrzyma biegnącego w moim kierunku. Zrobiłam pozę do obrony
jednak monstrum minęło mnie i walnęło w drzwi. Wrota wygięły się ale nie na
tyle by przez nie przejść. On jednak powtórzył uderzenia mimo bólu jaki rysował
mu się na twarzy. Cierpiał jednak nie dawał za wygraną. Nie wiedziałam dlaczego
to robi ale mimo wszystko doceniałam to. Dzięki niemu miałam jak uciec jednak
nie było to takie łatwe jakie się wydawało. Gdy tylko szpara była na tyle duża
by przejść z drugiej strony zaczęli wylewać się strażnicy i dźgać olbrzyma.
Chciałam mu pomóc jednak jego oczy mnie powstrzymały. To już nie było to
bezsilne i błagalne spojrzenie teraz było przepełnione chęcią walki i
wdzięczności. Jasno dawał mi do zrozumienia bym się ratowała jednak nie było
jak.
Strażników przybywało coraz to więcej aż w końcu otoczyli nie tylko jego ale tez i mnie. W pewnym momencie któraś z włóczni przebiła mi ramie. Nie zbyt głęboko jednak kilka kropel krwi spadło na ziemię. Zraz po tym z owych miejsc zaczęła sączyć się czarna mgła. Z każdą chwilą było jej coraz więcej i więcej. A strażnicy i olbrzym zaczęli znikać mi z pola widzenia. Dało słyszeć się ciche szmery i świsty ale nic więcej. Byłam zdezorientowana tak naprawdę nie miałam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Kilka chwil po tym mgła opadła a mnie otoczyło morze krwi. Stałam, a wokół mnie leżały trupy. Nawet monstrum nie przeżyło. Oszołomiona padłam na kolana. Siedziałam tam chwilę po czym napadł mnie histeryczny śmiech. Nie poznawałam samej siebie, można powiedzieć że stanęłam obok swojego ciała by ktoś inny nim sterował. Byłam załamana, a mój śmiech odbijał się echem po pomieszczeniu. Po dłuższym czasie zobaczyłam przez lukę w drzwiach, że ktoś się zbliża. Zaraz po tym drzwi roztwarły się szerzej, a za nich wyłoniły się dwie dobrze znane mi twarze.
Ten rozdział jest dość krótki za co przepraszam jednak ostatnio nie mam czasu na pisanie :/ Następnym razem postaram się bardziej ^^
Strażników przybywało coraz to więcej aż w końcu otoczyli nie tylko jego ale tez i mnie. W pewnym momencie któraś z włóczni przebiła mi ramie. Nie zbyt głęboko jednak kilka kropel krwi spadło na ziemię. Zraz po tym z owych miejsc zaczęła sączyć się czarna mgła. Z każdą chwilą było jej coraz więcej i więcej. A strażnicy i olbrzym zaczęli znikać mi z pola widzenia. Dało słyszeć się ciche szmery i świsty ale nic więcej. Byłam zdezorientowana tak naprawdę nie miałam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Kilka chwil po tym mgła opadła a mnie otoczyło morze krwi. Stałam, a wokół mnie leżały trupy. Nawet monstrum nie przeżyło. Oszołomiona padłam na kolana. Siedziałam tam chwilę po czym napadł mnie histeryczny śmiech. Nie poznawałam samej siebie, można powiedzieć że stanęłam obok swojego ciała by ktoś inny nim sterował. Byłam załamana, a mój śmiech odbijał się echem po pomieszczeniu. Po dłuższym czasie zobaczyłam przez lukę w drzwiach, że ktoś się zbliża. Zaraz po tym drzwi roztwarły się szerzej, a za nich wyłoniły się dwie dobrze znane mi twarze.
Ten rozdział jest dość krótki za co przepraszam jednak ostatnio nie mam czasu na pisanie :/ Następnym razem postaram się bardziej ^^